czwartek, 25 marca 2010

Nieco inny spacer. Zapraszam!

Zapraszam dziś wszystkich na niecodzienną wycieczkę po polach i laskach w Strzybnicy.
Spacer miał się zacząć bardzo niewinnie - ja, mój towarzysz eskapad wszelakich i aparat.
Początkowo nic nie zdradzało tego, co ukaże się moim oczom już niebawem.


Charisek wesoło dreptał raz koło mnie, raz troszkę dalej. Wąchał malutkie pączki nowej trawy, i beztrosko wbiegał w każdą szeleszczącą kupke liści.

 

Poczłapaliśmy tak.. z 50 kroków po polnej ścieżce, gdzie po lewej stronie znajduje się małe zbiorowisko brzózek. Już z daleka coś między nimi bielało i wcale nie była to ich oryginalna kora. 



Troszke dalej nie bielało już nic, jednak coś się lekko żółciło. Była to.. a jakże inaczej.. pokrywa z kosiarki!!
Każdy człowiek, duży i mały wie, że przecież stary, zepsuty sprzęt najlepiej wyrzucić gdzieś, gdzie nie będzie zajmował zbyt dużo miejsca, poza tym taki soczysty kolor to przecież radość dla oczu, niczym żąkil w wiosenne dni.

Idziemy dalej, jest nawet czysto. Postanawiamy skręcić w mały lasek i tu naszym oczom ukazało się cos w rodzaju niby to budzącej się przyrody, niby to powstającego wysypiska śmieci.


Bliżej nieokreślonego rodzaju śmieci i worki walały się tu i tam urozmaicając krajobraz.



Znalazła się wśród nich także całkiem dobra, czerowna miska. Po co tam leży? No jak to po co? Przecież wiadomym jest, że Matka Natura w czymś pranie zrobić musi, to też co łaskawszy człowieczek podarował jej miskę, aby na pewno sama z tym praniem nie została.


Dalej mijamy worki. Też używam takich worków i zapewne w środek wkładam dokładnie to co jest w tych na zdjęciu - śmieci. Róznica taka, że moje wędrują do dużego kosza na śmieci, które co 2 tygodnie opróżniają panowie w pomarańczowych kombinezonach. Druga rożnica jest taka, że ja ze ten wywóz płacę co miesiąc, no ale przecież można za darmo, do lasu.


Po drugiej stronie lasku, nieopodal worków zobaczyłam coś. Tylko właściwie nie wiem teraz, czy jest to normalna oznaka nadchodzącej wiosny, czy nienormalny przebiśnieg, który pcha się na tak zaśmiecony świat?


Niestety dalej było już tylko gorzej - rozcinaczołapy! Wszędzie tego pełno, w większych lub mniejszych kawałkach. No i jak mam wytłumaczyć mojemu psu, że ma się od tego trzymać z daleka i patrzeć pod nogi jak biega? Nie wytłumacze, to tylko pies. A do weterynarza potem ja musze jechać i płakać razem z nim, bo łapka rozcięta.


Tu rozcinaczołap z bonusem - piękna, brunatnobrązowa rdza, idealny początek niezłego zakażenia zranionej psiej stópki.


Następnie mijam oponę. Widziałam gdzies w jakimś mieście, że takich opon używa się do tworzenia sympatycznych, kwiecistych klombów. Tutaj pewnie kolejna dobra i życzliwa osóbka podrzuciła Matce Naturze tę oto oponę, a niech żesz sobie kobitka strzeli piekny klomb!


Dalej to już mi się płakać chciało. Wychodząc z lasku natrafiamy na miniaturowe góry i doliny. O ile w górach czysto, to w dolinach...



Wychodząc z dolin, kierując się w stronę pola ja i Charis byliśmy świadkami kolejnego ciekawego zjawiska. Otóz ktoś dużo hojniejszy zapewne, przekazał Matce Naturze fotele! Jak już zrobi pranie i posadzi kwiatki na klombie, to przynajmniej będzie miała sobie gdzie odpocząc, a że fotele są 2, to i gościa może zaprosić.


Przy polu są działki. Działki te dostępne dla wszystkich, są przez działkowców zamykane, każdy ma klucz do furtki. Taka ja nie mam tam wstępu, bo nie posiadam działki. Czymś komuś zaszkodzę? Nie wiem. Kwiatków nie ukradnę, co najwyżej zrobie im zdjęcie. Po psie posprzątam. Powietrza nie truje, środowiska nie zanieczyszam. No właśnie. W obawie przed tak wieloma zagrożeniami, jakie niesie osoba bezdziałkowa, należy ze zdwojoną siłą dbać o czystość na działkach i.. wyrzucać śmieci poza jej teren, za płot.


Powoli wracając do domu natrafilismy na perełkę naszej wycieczki. Z daleka wygląda to dość przyjemnie, zielono, roślinnie. Dopiero z bliska odkryta jest fascynująca prawda i jakże ogromna pomysłowość twórcy tego oto zjawiska. Przecież najelepeij jest zakryć plastikowe odpadki przyjemnozielonymi gałązkami choinki. Podziwiam za oryginalność. Współczuję głupoty.


Na sam koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że co roku osiedlowi chłopcy sami koszą sobie trawę na boisku i tworza pole do piłki plażowej. To się chwali. Tylko chłopcy... jesli tak dbacie o komfort grania w piłkę, zadbajcie też o komfort spacerujących nieopodal boiska i zabierajcie swoje śmieci ze sobą.


Dziekuję, że przebrneliście ze mną przez ten fascynujący świat śmieci i błagającej o litość przyrody.

3 komentarze:

  1. Heh... Rzeczywiście aż strach... Ludzie nie mają serca dla natury. Masakra! Jeszcze te śmieci przykryte gałązkami... Brak słów!

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże, masakra................
    U nas niestety to samo w lasach, było nawet raz, że ktoś wyrzucił pół świniaka :/ Może Matka Natura chciała akurat kiełbasę domową zrobić... Rozpacz nad głupotą, ignorancją, chamstwem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykre to strasznie,że takie fajne miejsca ludzie tak zaśmiecają.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję <3