piątek, 29 października 2010

Choco szuka porady...

...A z Choco porady szukam i ja.
Powiedzcie, jak dobrze sfotografowac ciemnego misia? Na jakim tle? Wszystko sie zlewa, rece i nogi z brzuszkiem, nosem z buzią...
Biale tlo nie wypalilo, czarne tez nie, a tło, które ma byc tłem głównym na przyszłość jeszcze nie zaczęło powstawać


czwartek, 28 października 2010

Kolorowy miś Grille

mam nadzieje


Przedstawiam Wam misia o imieniu Grille co po francusku znaczy "kratka". Miś jest chłopcem i powstawał ok 9 h.
Ma ruchome rączki i nóżki, plastikowy nosek i ręcznie malowane akrylowe oczka ( nie ja je malowałam, ale kolejne bedę malować już ja).
W pozycji stojącej mierzy ok 35 cm.

Tło jest jakie jest. Niebawem w przerwach od nauki będę tworzyć pewne tło - niespodzianke, a efekty pracy w etapach zamieszczę tutaj.

Pozdrawiam.








wtorek, 19 października 2010

Karneciki dla Silverki - ostatni raz

Tak.. koniec z karnetami, kartkami i notesami z papieru.
Na zakończenie mojej zabawy popełniłam dla Silverki kolejne 45 karnetów





poniedziałek, 18 października 2010

Sprzedaje smaczne kąski :)


Witam
Przychdozi taki czas kiedy nasuwa się jedno przemyślenie - to nie daje mi satysfakcji, to leży, to czeka na lepszą opiekę.
Do takiego wniosku doszłam wczoraj - nigdy nie będę scraperką a moje scrapowe rzeczy leżą i się kurzą. Od czasu do czasu uzyje 10% tego co mam na karnety, a tak kartek, notesow itd po prostu nie robie. Nie bawi mnie to jakos.
Dlatego zapraszam na wyprzedaz, gdzie od wczoraj pozostalo jeszcze trochę kąsków, takich jak:




adres bloga ze sprzedażą ; http://www.zrekidoreki.blogspot.com/

czwartek, 14 października 2010

Krzykacz uratowany


Opowiem Wam coś. Coś o nietoperzyku.
We wtorek miałam do pracy na 11:00. Przyszłam o 10:20, zostawiłam moje tobołki i pognałam na targ kupić nauszniki, żeby mi uszy nie odmarzły. W drodze na targ mijałam Urząd Miasta. Po urzędem stały 2 panie i przyglądały się bliżej nieokreślonymu i skrzeczącemu strzępkowi koloru szarego, który leżał na ulicy.
Podeszłam.
Oczyom moim ukazał się mały nietoperz leżący na plecakach i wydzierający się w niebogłosy.
Zadzwoniłam do mamy, co z nim zrobić ( w tym czasie dwie panie się ulotniły) i mama poradziła zadzwonić po straż miejską. Zadzwoniłam, wyjaśniłam i miałam czekać.
Podczas oczekiwania stanełam blisko nietoperza, aby chronić go przed rozdeptaniem. Oczywiście kilkakrotnie zostałam popchnięta, szturchnięta i nadepnięta - ja, mająca 165 cm wzrostu, więc aż strach pomyśleć jakby skończył nietoperz.
Gdy tak stałam, kilka osób podeszło, politowało się nad nim i odchodziło, jeden pan nawet powiedział, że właściwie jużpo nim i mam iśc do domu. Nie poszlam. Czekałam na straż miejską.
Przyjechali, zabrali go. Zapytałam gdzie go zabierają, powiedzieli że do weterynarza.
Poszłam do pracy, na targ nie zdążyłam.

W środe zadzowniłam do weterynarza, Krzykacza ( bo tak go nazwałam) nie było tam we wtorek, ale podano mi numer do schroniska gdzie takowe zwierzeta straż zawozi. Zadzowniłam, nie było go! Porządnie się zmartwiłam, nie wiedziałam co robić aż zadzoniłam do samego źródła - do straży. Tam zostałam połączona z kierownikiem działu i dowiedziałam się nastepującej rzeczy:
Krzykacz miał pecha, zwykłego pecha, że w jasny dzień trafił na rynek i prawdopodobnie uderzył o ścianę, upadł i się wystraszył. Jest zdrowym nietoperzem i we wtorek późnym wieczorem został wypuszczony na wolność w okolicach, gdzie żyją nietoperze. Zbadał go powiatowy lekarz weterynarii.

Wiecie, ciesze się że wtedy, w ten wtorek poszłam po te nauszniki. Ludzie mijali tego malucha, wytykali palcami, on się wydzierał na pół rynku, ale nikt, nikt poza mną nie zareagował. Jedynie te dwie panie, które wzbudziły moje zainteresowanie, zatrzymały się wtedy nad nim na chwile... ale chyba też tylko się poprzyglądać.
Po prostu żal. Ciekawe jak oni czuliby się leżąc na chodniku, nie mogąc wstać, nie widząc nic i wiedzący tylko że dookoła chodzą kilkaset razy więsi od nich i w każdej chwili można być po prostu rozdeptanym.

PS. Ten maluch na zdjęciu to nie Krzykacz, bo mojego małego znajomego wolałam nie dotykać, z racji tej, że nie wiedziałam czy aby chory nie jest i ręki czy nogi mi przypadkiem nie odgryzie, ale właśnie tak on mniej więcej wyglądał.


Dostałam wyróżnienie od Karoliny - za moje misie.
Przekazuje wyróżnienie Ewie, której szydełkowe wytwory wciążmnie zadziwiają - a sama Ewa również.
Ewo! Twoje pomysły są niebanalne, oryginalne i po prostu szałowe.

poniedziałek, 11 października 2010

Lesny park niespodzianek

W sobotę byłam sobie w Ustroniu, w Leśnym Parku Niespodzianek.
Byłam tam już raz w wakacje i było tak fajnie, że postanowiłam wrócić.
Cała radość polega na tym, że poza zwierzętami za ogrodzeniem, sąsarny i daniele chodzące na wolności, które można karmić specjalnie kupioną karmą.

Mała wietnamska świnka:

Jastrząb Harrisa:


Kozica:


Młody żbik:


Dziczek:


Młodziutki szop i jego mama:


Chyba daniel:


Cośz sarenkowato/jeleniowatych:


Maluszek z mamą i ciocią:


Maluszek:



Jakiś ptak :) U mnie na domkach też taki jest, mieszka sobie w klatce i czasem chodzę go oglądać :)


Sówki:



Konik (tylko dziwny coś ten konik, taki osiołkowaty, ale na osła za duży):


Orzeł:



i jeszcze jeden orzeł:



Sokół:


Wypchane zwierzaczki:


Sówka ( która cały czas się wydzierała):


Inna sówka. Chociaż się wydziera na zdjęciu, to tak naprawdę była bardzo grzeczna i spokojna:


Karmionko :) :


Dorosła świnka, roczna świnka i mała świnka:


Ja ( w środku) z mamą i kuzynką na tle jakiegoś potwora:


Znów karmionko:






I tyle :)
Było naprawdę super!

niedziela, 10 października 2010

Szőke

Przedstawiam Szőke.
Szőke oznacza po węgiersku...blondynka.
Misia ma 25 cm w pozycji siedzacej i nie posiada jednak ruchomych stawów - kształt jej nóg wyglądałby dziwnie, gdyby ktoś ją postawił.
Myślałam ze futerko niebieskiego misia to był koszmar, ale się myliłam - futro Szőke to byl istny kataklizm podczas szycia i gdybym nie zużyła jako "przytrzymywaczy" az 5 szpulek do maszynowego bębenka, to chyba bym jej odnóża i głowę z 10 godzin przyszywała
Oczywiście miś jest szyty ręcznie, na maszynie chyba by nawet nie dało rady.
Buzie ma cieniowaną cienami i dokładnie otrzepaną z nadmiaru.
Nos polarowy, oczka kupione.
Kokardkę robiłam sama.
Czas pracy - 10,5 godziny.